czwartek, 17 kwietnia 2014

JEDEN.



Stojąc na lotniskowej płycie z nowym paszportem rozpoczynającym kolejny, aczkolwiek zapewne chwilowy epizod w jej życiu, spoglądała na panoramę kanadyjskiego miasta z niewypowiedzianą nadzieją. W ciągu niespełna czterech lat od przekroczenia piekielnej granicy wieku, która uczyniła ją celem numer jeden dla nieba i podziemi, śmiało mogła stwierdzić, iż zwiedziła więcej miejsc na świecie niż niejeden podróżnik w ciągu całego życia. Los rozrzucał jej rodzinę na wschód i zachód, północ oraz południe, od słonecznych Włoch, mroźnej Syberii, po Republikę Południowej Afryki, czy Australię. Czasami wręcz gubiła się w obliczeniach dotyczących częstotliwości zmiany imion i miejsc pobytu. Niekiedy miała nawet wrażenie, że nie pamięta gdzie, jak oraz kiedy wszystko się zaczęło. Wystarczyło jednak przelotne spojrzenie w lustro, aby przywołać niechciane wspomnienia. Wielkie, czarne niczym węgiel oczy, psujące obrazek niewinnej, anielskiej buzi, stały się znakiem rozpoznawczym, a zarazem przypomnieniem, kim po części była – nienaturalną istotą powstałą ze zmieszania czterech przeciwstawnych sobie gatunków. Płynęła w niej bowiem krew zarówno ludzka, jak i boska, anielska, a także demoniczna.
Gdyby tuż odnalezieniu siebie nawzajem, Meios i Ismenis, pomyśleli o powadze kłopotów, które sprowadzą na swoje dziecko, zapewne nigdy nie zdecydowaliby się wystąpić przeciwko własnej rasie, stając upadłymi. Miłość bywa jednak siłą zwodniczą, otumaniającą, pętającą zmysły, przychodzącą w najmniej odpowiednim momencie. Zakorzenia się ona w środku, kiełkuje i rozrasta, by w końcu odebrać racjonalne myślenie i popchnąć do czynów niepojętych. W ten też sposób malutka Kiane naznaczona została okrutnym piętnem, ciągnącym się za nią cieniem przez całe życie.
Czas od odjazdu z lotniska wypożyczonym minivanem do otworzenia drzwi nowego domu pamiętała niczym przez mgłę. Nie wiedziała, dlaczego znowu rozpamiętywała swoją historię i powracała wspomnieniami do feralnego dnia czternastych urodzin. Fakt, iż rozpoczną egzystowanie w cieniu, nie był zaskoczeniem. Każde pozaludzkie stworzenie osiągało bowiem dojrzałość właśnie w tym wieku.
Istoty, które robiły wszystko, ażeby ich wytropić nieraz udowodniły swój spryt. Szukając więc bezpieczeństwa, musieli podjąć znacznie bardziej radykalne kroki. I chociaż Karlie nauczyła się nie zadawać zbyt wielu pytań, nie powstrzymało jej to od poszukiwania odpowiedzi na własną rękę, a z racji posiadanych umiejętności potrafiła to robić lepiej niż inni. Często podsłuchiwała prowadzone szeptem rozmowy i wkradała się do najskrytszych myśli rodzicieli. Dzięki temu dowiedziała się, że podczas pobytu w Toronto zmuszona jest do bycia trzy razy bardziej ostrożną niż dotychczas. Przypadkowo wyłapane informacje o niebezpiecznym stowarzyszeniu, które rezyduje w mieście napełniło ją strachem, ale i uświadomiło, jak bardzo brakowało im już kryjówek.
Poczuła lekkie pieczenie na karku i mimowolnie uśmiechnęła się. Tatuaż czyniący ją niewidzialną dla demonów uaktywnił się, dając znać, że Jaquan jest już w pobliżu. Widziała go zaledwie wczoraj, gdy odwiózł ją na lotnisko w Tayiuan’ie, po czym zniknął – jak to już miał w zwyczaju czynić – obiecując pojawić się w Toronto tuż po wylądowaniu jej samolotu. Chłopak zawsze dotrzymywał danego słowa, dlatego Kiane nie wnikała, co robił i gdzie przebywał przez resztę czasu. Zapewne nie chciałaby poznać odpowiedzi na to pytanie, dobrze wiedząc, w jak niebezpiecznych sytuacjach musiał się czasem znajdować, ile kosztowało go zapewnienie jej rodzinie ochrony przed podziemiem. Widywała go przecież po stoczonych potyczkach, własnoręcznie opatrywała rany, a czasem była nawet oparciem, kiedy leżał zakrwawiony, ledwo żywy w progu domu, nie mając siły iść dalej.  Gdyby cztery lata temu los nie podarował jej Jaquana, już dawno byłaby kukiełką w ręku demonów, które za wszelką cenę próbowałyby poznać sekret niezwykłości mieszańca. Nigdy bowiem w historii dziejów nie żyło dziecko zrodzone z połączenia czterech sił. Mieszańce najczęściej rodziły się martwe albo umierały niedługo potem, a ona stąpała po ziemi przeszło osiemnaście lat i nic nie wskazywało na to, by któraś z potęg miała wkrótce nad nią zapanować. I mimo iż zdarzały się dni, w ciągu których diabelskie znamię pozostawione przez Baela piekło niemożliwie, sugerując, że wrogowie przybliżają się do odkrycia aktualnie przybranej tożsamości, Jaquan zawsze trwał przy niej, znajdując sposób na odciągnięcie uwagi piekieł. Przez przeszło cztery lata uganiał się po świecie, szukając kryjówek, myląc tropy i najzwyczajniej broniąc swej ukochanej przed całym złem stającym na drodze. Wówczas nikt nie zwracał uwagi, że niegdyś był prawą ręką króla podziemi, że stał się zbuntowanym demonem żyjącym pośród ludzi. Zarówno rodzice, jak i przyrodni brat Kiane zaufali mu, gdy po raz pierwszy ocalił ją przed Baelem w dniu czternastych urodzin. Od tamtej pory nikt nigdy więcej nie zakwestionował lojalności demona, zwyczajnie przywykli do informacji o jego pochodzeniu albo puścili w niepamięć, patrząc na rozkwitającą, młodą, aczkolwiek zakazaną miłość.
Gorące dłonie złapały ją w talii w chwili, gdy przekraczała próg średniej wielkości domu przy Maple Ave. Dopiero teraz mogła w pełni odetchnąć z ulgą, jej miłość wróciła cała i zdrowa. Obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i oparła głowę o klatkę piersiową chłopaka. Przez moment stali w tej pozycji, ona wsłuchując się w miarowe bicie jego serca, on przeczesując palcami srebrzyste włosy.
- Wróciłeś... – Wyszeptała, podnosząc na niego czarne oczy. Wyglądał tak, jak zapamiętała go od wczoraj. Nieliczne blizny przypominające o przebytych walkach powoli bladły, a Kiane z radością stwierdziła, że nie przybyła mu nowa rana. Nadal nosił wczorajsze ubranie, biała koszulka zdradzała ślady długiego użytkowania, jednak nie dbała o to. Najważniejsza była ta chwila – on trzymający ją w ramionach, uścisk utwierdzający w przekonaniu, iż tym razem wszystko się ułoży.
- Jak zawsze – odparł z czarującym uśmiechem. Jego jasnobrązowe tęczówki wciąż przynosiły ukojenie, zupełnie jakby hipnotyzował ją, nie mając o tym najmniejszego pojęcia. Opuszkiem palca delikatnie obrysował ciemnoczerwoną bliznę na policzku dziewczyny, pamiątkę po pierwszym starciu z potężnym demonem.  Pamiętał tamten dzień, jakby zdarzył się wczoraj. Nawet, gdy mocno próbował o nim zapomnieć, wydarzenia sprzed czterech lat wbiły się w pamięć zbyt głęboko, by odejść w zapomnienie. Złożył sobie wtedy obietnicę strzeżenia tej niezwykłej istoty bez względu na konsekwencje. Jedynym, co mogło go powstrzymać była śmierć.
Ujął dłonią jej podbródek, unosząc do góry o kilka centymetrów. Trzymając Kiane przy sobie czuł, jakby miał wszystko. Czasami łapał się na tym, że nocami leżał obok niej z zamkniętymi oczami wsłuchując się w bicie serca. Wiedział, że dopóki czuwa, ono nie przerwie rytmu, jednak owa drobna czynność przynosiła ukojenie. Pozwolił swoim wargom dotknąć jej, drżących z powodu długiego oczekiwania. Usta raz po raz spotykały się w przelotnych muśnięciach, raz po raz zachęcając do coraz odważniejszych pocałunków. Byli tam oni, było łączące ich uczucie, była niepewność oraz przerażenie, jednak tamtych chwil nie odbierało im nic. Nic nie posiadało w sobie tyle mocy, ażeby zburzyć zbudowany wokół nich mur.

~***~

Wysoki wieżowiec stojący w centrum miasta rzadko budził zainteresowanie niemalże trzymilionowej społeczności Toronto. Nic dziwnego, był przecież jednym z kilkunastu podobnych budynków, w którym, jak sądziła większość mieszkańców metropolii, znajdowała się niezliczona ilość, niepotrzebnych biur. W rzeczywistości jednak, za lustrzanymi szybami krył się dom, siedziba spotkań, sale treningowe, biblioteka i inne pomieszczenia należące do Strażników Światła. Miejsce zamieszkania rodziny czystokrwistych okryte zostało maskującą poświatą, odciągającą uwagę osób nieproszonych, a także uniemożliwiające wejście istotom pozaziemskim. Dom Światła odgrywał nie tylko rolę prowizorycznej pracy dla Guardianos z Toronto, ale także głównego centrum administracyjnego dla całego świata. To tu przybywano w razie większych problemów, na narady dotyczące dalszego rozwoju oraz działań podejmowanych w celu wyeliminowania lub zminimalizowania działalności wrogich jednostek i w innych mniej ważnych sprawach. Nazywali to miejsce schronieniem, gdyż niezależnie od pory dnia każda cierpiąca istota mogła tu liczyć na pomoc. Ogień Prometeusza rozpoznawał najgłębiej skrywane intencje i otwierał drzwi tylko dla tych z czystymi. Nikt nigdy nie zdołał zburzyć wielowiekowego spokoju toronckiego sanktuarium – uznawanego za nienaruszalne - nieproszonym wtargnięciem, a co za tym idzie, Strażnicy czuli się tu niczym w domu.  Fortuna favet fortibus.

Charakterystyczny dźwięk oznajmiający przybycie windy przedarł panującą wewnątrz ciszę. Drzwi otworzyły się automatycznie, wypuszczając ze środka czwórkę rozkrzyczanych osób. Za oknem panowała już ciemność, lecz dom skąpany był w jasnym, żarówkowym świetle. Wyrzucane ze złością, wulgarne słowa kalały uprzedni spokój, wywołując z jednego z pokoi smukłą kobietę o czarnych włosach. Zmierzyła gniewnym wzrokiem gromadkę nastolatków, którzy kilka sekund wcześniej przerwali jej lekturę obszernego tomiska.
- Czy mogę dowiedzieć się, czemu zawdzięczam wasze dzikie wrzaski? – Zapytała, krzyżując ręce na piersiach. – Zrobiliście to, o co prosił ojciec?
- Prawie.
Najwyższy z całej czwórki, chłopak o przenikliwym spojrzeniu, niemalże wypluł z siebie odpowiedź. Jadowity ton sugerował, że rutynowy obchód nie poszedł po jego myśli. Zadaniem Tycjana, jako najstarszego z rodzeństwa było sprawowanie kontroli nad młodszymi. Problem leżał jednak głównie w jego naturze, wrodzona złość nie pozwalała mu na spokojne radzenie z problemami. Mimo usilnych nawoływań rodziców, co trzecie wyjście kończyło się monstrualną kłótnią, ze sporadycznymi pokazami siły.
- Prawie, bo jesteś zapatrzonym w siebie idiotą – wypaliła drobna brunetka, pozbywając się niewygodnej broni z pasków przy butach. – Poza tym nigdy nie możesz przyznać komuś racji. Wszyscy potrafią współpracować, tylko nie ty!
Owidia tylko z pozoru wydawała się kruchą dziewczynką niepotrafiącą bronić się przed atakami. W rzeczywistości jednak nie walczyła gorzej od braci, co więcej z jej nie zamykająca się buźką często przegadywała każdego.
- Odezwała się najdojrzalsza i najodpowiedzialniejsza pani ja-wiem-wszystko – burknął w odwecie młodzieniec. – Mam ci może przypomnieć, kto ostatnio zepsuł misternie przygotowywaną zasadzkę?
Dziewczyna zarumieniła się po czubek nosa, nie potrafiąc ukryć zażenowania. Jasna karnacja uniemożliwiła ukrycie czerwonych wypieków, dlatego, nie mogąc wyprowadzić kontrataku, zacisnęła dłonie w pięści i głośno fuknęła. Cholera, musiał wytknąć akurat to!
- Dość wytykania palcami – ucięła szybko Asteria. – Kaetano, mógłbyś wyjaśnić, o co chodzi? – Zwróciła się do opartego do ścianę bruneta, który, najwyraźniej niezainteresowany kłótnią, bawił się telefonem.
- Tak, mamo, jasne. Sprawdzaliśmy dzielnice lubiane przez podejrzane istoty, nie znaleźliśmy tam nic, co wymagałoby interwencji, ale w drodze powrotnej natknęliśmy się na coś albo kogoś, nie jestem pewien, nowego, zdaje mi się, że z niezbyt czystymi intencjami. Byliśmy tam we czwórkę, pewnie bez problemu dalibyśmy temu czemuś radę, ale Tycjan zdecydował inaczej. Zaczęliśmy się kłócić, a stworzenie zniknęło. Mamo, może i on jest ode mnie starszy o dwa lata, ale wątpię, czy nadaje się na kogoś, kto umie dobrze ocenić sytuację. Myślę, że może nadchodzić jakiś problem, a teraz nie dowiemy się niczego, gdyż nasz problem zniknął bez śladu!
Kaetano ciskał piorunami w starszego brata, obwiniając go za niepowodzenie dzisiejszego wieczoru. Wiedział, że ojciec widzi w nim przyszłą głowę Strażników, dlatego nienawidził zawodzić jego zaufania. Przez zadufanie Tycjana zrobił to znowu i miał nieodchodzące przeczucie, iż tym razem koszt błędu przekroczy bezpieczną wielkość.

7 komentarzy:

  1. Na samym początku muszę zaznaczyć, że jeszcze przez kilka odcinków będę posiłkowała się zakładką z bohaterami. Pisząc o Ellie miałam wrażenie, że sama przesadzam z ich ilością, ale widzę, że przebiłaś mnie o głowę. To nic, minie trochę czasu i wreszcie będę obeznana we wszystkich aniołach, demonach, imionach, powiązaniach i całej tej reszcie.

    Uwielbiam takie pary, gdzie jedna strona jest gotowa oddać za drugą choćby swoje życie, ale jestem też odrobinę zawiedziona, ponieważ sądziłam, że więź pomiędzy Kiane i Jaquanem będzie powstawała na naszych oczach, że będzie można obserwować jak staje się coraz silniejsza, jak daje im obojgu siłę do pokonywania kolejnych kłód rzucanych im pod nogi przez niesprawiedliwy los. Ale cóż, nie można mieć wszystkiego, więc po prostu będę się nią cieszyć, utworzoną już na samym początku.
    Żałuję też, że pierwszy fragment był taki krótki, choć rozumiem, że może w ten sposób nie chciałaś zbyt wiele zdradzić. Ja sama zawsze muszę się strasznie pilnować, żeby nie wywalić wszystkiego jak kawę na ławę, bo dalsze pisanie nie będzie miało sensu, jak odkryję przed czytelnikami wszystkie karty. Niemniej, chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o Kiane, jej przeszłości, rodzicach, bracie i Jaquanie, choćby w jej wspomnieniach. Ale mogę poczekać. Ostatnio robię się w tym całkiem niezła ;)

    Drugi fragment zrodził więcej pytań niż odpowiedzi. I sprawił, że nieco zagubiłam się pośród tego kłębowiska postaci. Ale powoli zaczynam wszystko ogarniać, choć słowo "powoli" jest tutaj kluczowe. Zastanawia mnie czy spiskują oni przeciwko Kiane, kim jest ten ojciec, na czym polega ich działalność i jak to wszystko działa. Słowem - chcę wiedzieć jakie są wszystkie trrybiki, w jaki sposób się poruszają i po co to robią ;)

    Stylistycznie nie mam nic do powiedzenia, bo póki tekst lekko się czyta, a byki ortograficzne nie wyskakują mi w co drugim słowie, to dla mnie jest w porządku. Do interpunkcji to już w ogóle się nie mieszam. Sama znam i stosuję jedynie podstawowe zasady, a potem - hulaj dusza, piekła nie ma ;)

    Wybacz ten chaotyczny komentarz, mam nadzieję, że coś uda Ci się z niego zrozumieć, ale zgonię winę na przedświąteczne zamieszanie, przemęczenie studiami i kapryśną pogodę, która zachowuje się jakby miała wahania nastroju godne kobiety w ciąży ;)

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  2. Fragment faktycznie wyszedł krótki, jak pisałam wydawał mi się w miarę okej, ale to było kilka miesięcy temu, a teraz już nie chciałam dokładać, żeby nie przedobrzyć z faktami.
    Jaquan jest z Karlie od czternastego roku życia, dlatego ta więź między nimi jest, ale nie martw się, będzie przechodziła próbę i rozwijała się. Fragment o przeszłości Jaquana - zanim stał się demonem - już jest, inne wspomnienia też mam zamiar zawrzeć, np żeby pokazać skąd się wziął w życiu Karlie, więc spokojnie :)
    Cóż, ojciec jest hm.. głową tego wszystkiego, tyle na razie powiem :)
    Dziękuję za komentarz, który wcale chaotyczny nie był :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hura! Już się cieszę na porządną dawkę emocji w związku z Kiane i Jaquanem ;)

      Usuń
  3. Po pierwsze mam pytanie, byc moze laika,czy to jest ff czy nie? Pondrugie juz mi sie podoba. Ciekawy pomysł,az tak mocno połączyć rasy. Nic dziwnego,ze dziewczyna i cała rodzina musA sie ukrywać.mysle,ze noe tylko prżed demonami.wlasnie,skoro staje sie niewidzialna orzed demonami,to jak J moze ja widzieć? Podoba mi sie juz teraz wiez miedzy ta para. Juz teraz jest vardzo dojrzała. Tylko pozazdrościć. Ale łatwy ten zwiazek z pewnością nie bedzie. I faktycznie obawiam sie nieco tej organizacji. Chyba bedzie problematyczna...troche trudno ogarnąć mi to rodzeństwo,ale moze się uda.ciekawi mnie jak cholera. Twoj swiat xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie, to nie jest ff. Hm, może źle to ujęłam, nie tyle niewidzialną, co dezaktywuje znak, który nałożył na nią demon Bael i dlatego nie mogą jej zobaczyć, w sensie odnaleźć, przepraszam, jeśli za bardzo zamotałam i stąd twoje wątpliwości. Poza tym Jaquan odszedł ze świata podziemnego, nie jest już pełnoprawnym demonem, że tak się wyrażę :)
    Będzie trochę problemów, nie powiem, że nie, ale wszystko w swoim czasie.
    Dziękuję za komentarz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wreszcie do Ciebie dotarłam i mogłam spokojnie przeczytać rozdział, bo wcześniej coś mi co chwila przeszkadzało, ale dotarłam. :)

    Widzę, że najpierw chciałaś trochę przybliżyć historię głównej bohaterki oraz niejako wprowadzić w jej świat, w którym ciągle musi uciekać z powodu swojego pochodzenia. Oczywiście współczuję Kiane z tego powodu, bo to musi być dla niej bardzo trudne. Ciągłe zmiany tożsamości, nowe imiona i nazwiska, miejsca zamieszkania, aż sama zaczyna się w tym gubić. Wydaje mi się, że niejako ją to chwilami przytłacza, ale na całe szczęście znajduje w kimś innym oparcie. Dobrze, że Jaquan stanął dziewczynie na drodze i już jestem jego fanką - facet naznaczony bliznami, które są niejako powodem do dumy, w końcu starał się ratować ukochaną. Będę trzymała za nich kciuki, choć uwielbiam wszelkie dramaty w związkach, kiedy iskry aż lecą - poza tym z pewnością coś tutaj pójdzie nie tak. Pamiętam jeszcze scenę z prologu. ;3

    Co zaś do drugiej części rozdziału, to już polubiłam Owidię za to, że jest temperamentna na swój sposób i jasno wyraża własne zdanie na dany temat, choćby miała przy tym być wredna i kąśliwa. Będę z chęcią śledzić losy tej dziewczyny, bo coś mi w niej imponuje - może fakt, iż przetrwała w towarzystwie braci i nie pozwoliła im się zdeptać. Niech da im nieco popalić, łatwo z nią nie będzie, jak czuję. ;)
    I oczywiście Kaetano, o ile dobrze zapamiętałam jego imię. Jeszcze lekki mętlik mam w głowie od natłoku tylu informacji, ale powolutku je przyswajam - będzie dobrze. W każdym razie ten pan będzie chyba moim faworytem w tej historii, choćby ostatecznie miał się okazać tym złym. Po prostu ma w sobie coś takiego, że nie potrafiłabym przejść obok obojętnie, także będę wyczekiwać również jego w rozdziałach. Oby też troszeczkę namieszał w losach bohaterów. <3

    To chyba wszystko i przepraszam, jeśli w komentarzu pojawił się chaos. Już tak mam, kiedy chcę jednocześnie napisać o kilku rzeczach, jak w tym przypadku. Będę wyczekiwać czegoś nowego w tej historii, a gdy znajdę więcej czasu, poczytam Twoje inne opowiadania. ;)
    Życzę dużo weny, jak zawsze i pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz :) Obiecuję, że zarówno Owidia nie da się zdeptać, jak i że Kaetano namiesza w historii :)

      Usuń