Dopiero teraz, uświadomiłam sobie sens mojego
dotychczasowego, absurdalnego życia, które rozrzucało mnie po mapie Europy.
Niczym pożółkłe liście opadające jesienią z drzewa za sprawą chociażby
delikatnego podmuchu wiatru, tak i ja lądowałam coraz dalej i dalej. Finałowy
akt przedstawienia o chwilowym szczęściu Karlie Sampaio miał zostać zagrany
dzisiejszego dnia. Na końcu tunelu rozbłysło jasne światełko, a ja musiałam
pójść w jego stronę.
Ten, który rozpoczął swą grę przeszło cztery
lata temu, nareszcie osiągnął jeden z trzech upragnionych celów. Byłam na
wyciągnięcie ręki, mógł wyjąć broń i pozwolić, aby jego ciało zalała fala
szczęścia. Jednak nie zrobił tego. Opierając się o odrapaną ścianę, patrzył
prosto w czarne, pełne przerażenia oczy swojego osiemnastoletniego trofeum,
napawając się owym cudownym widokiem do granic możliwości.
Mała, głupia
dziewczynka. Myślałaś, że się wam uda... że będziecie zawsze o krok przede
mną... że zwyczajnie znikniecie, rozpłyniecie w powietrzu raz na zawsze... że
nie popełnicie niemądrego błędu w całej tej kalkulacji... że uciekniecie?
Nigdy, skarbie. Nadszedł czas, by udać się w przeznaczone dla ciebie miejsce.
Nigdy nie myślałam o tym dniu. Żyłam w sposób
odgórnie narzucony, dostosowując się do ciągle zmieniających się ról. Po kolei
odhaczałam punkty z długiej instrukcji obsługi nowej tożsamości, starając się
nie przeoczyć nawet najdrobniejszego szczegółu.
A teraz leżałam na zimnej, brudnej podłodze
trzęsąc się nie tyle z zimna, co ze strachu i własnej bezsilności w zapobiegnięciu
katastrofy. Nie podnosiłam do góry głowy. Dlaczego? Czyżbym bała się dostrzec w
ciemności zadowoloną minę mordercy, a może nie chciałam usłyszeć głosów
docierających zewsząd. Głosów podświadomych, aczkolwiek rzeczywistych.
Spojrzałam na swoje odbicie w brudnym kawałku
szkła opartym o rozpadający się stół. Potargane włosy, posklejane gdzieniegdzie
łzami, ślady boleśnie wbijanych paznokci na ramionach, czarne smugi zataczające
na policzkach wyraźne kręgi, porwana sukienka. I wtedy znowu poczułam ból,
oprawca chwycił za mój poraniony nadgarstek, podciągając jednym, sprawnym
ruchem do góry.
- Witaj,
maleńka.
Ślepo wierzyłam, że tym razem się uda, że będę
w stanie zbudować coś więcej, niż dom na piasku. Myliłam się.
Dzisiaj, w dniu, kiedy na moim wielkim,
marcepanowym torcie urodzinowym miało palić się osiemnaście świeczek, zostanę
zdmuchnięta ze świata, otrzymując w prezencie nową, przyjaciółkę – Śmierć.
Wszystkiego
najlepszego, Karlie.
~***~
Czarne oczy wciąż ufnie wpatrywały się w jego
oblicze, zaś niemal niewidoczny uśmiech, działał w pewien sposób kojąco,
zszywając rozerwane serce kawałek po kawałku. Zupełnie, jakby osobiście
pragnęła poradzić coś na owy niemożliwy do opisania ból.
Strzegł jej jednak marmurowy anioł,
niepozwalający na przekroczenie wyznaczonej granicy pomiędzy dwoma,
przenikającymi się rzeczywistościami. Stali więc po dwóch stronach, patrząc na
siebie, a nie mogąc nic poczuć.
Często przychodził do niej z czerwoną różą,
którą kładł na zimnej, nagrobkowej płycie, zaś później siadał na niewygodnej
ławeczce, by opowiedzieć każdy moment życia.
Jego maleńka część leżała tam, kilkanaście
metrów pod ziemią, a on czuł się niczym najbardziej samotny człowiek na ziemi.
Nie potrafił być z siebie dumny. Tamtego dnia,
gdy odebrano jej oddech, nie zrobił nic. Nie dopełnił złożonej sobie obietnicy.
Nie uchronił największego z darowanych mu skarbów przed całym złem tego świata.
- Cześć... Przepraszam, że dawno się tu nie
było. Potrzebowałem chwili, by uwolnić myśli, spróbować skupić się na czymś
innym. Ostatnie wydarzenia, wszyscy... martwią się o mnie. Rzadko dostrzegam to
w rodzicach, ale naprawdę obawiają się, czy dam radę. Jestem nawet wdzięczny,
poukładałem sobie kilka spraw w głowie. I wiesz... znaleźliśmy nowy dom, chyba
by ci się w nim spodobało, zwłaszcza leżący niedaleko las i strumień. To pewnie
sprawka twojej nimfiej strony, zawsze ciągnęło cię do natury.
Wierzchnią częścią dłoni otarł wypływającą z
kącika oka łzę.
Tu spoczywała
cząstka jego samego, a on siedział po drugiej stronie zupełnie sam.
Dobra, to nie jest normalne cieszyć się jak głupia, bo w liście miejsc, w których była Karlie, ujrzało się (ukochaną i wciąż nieosiągalną) Australię. Ale zrobiło mi się milej i czym prędzej wzięłam się za czytanie prologu. W ogóle na wstępie chciałam napisać, że Cię podziwiam. Przejrzałam Twoje blogi i na każdym z nich pierwszy wpis pojawia się dzień po dniu, przy czym jest naprawdę nieźle napisany. Podziwiam Twoje zaangażowanie w tak wiele historii. Ja zazwyczaj muszę skupić się na jednej, bo jeśli mam dwie, to jedna z nich zawsze jest moim faworytem, więc ta druga cierpi. A tutaj są świetne wpisy, pięknie operujesz słowem, aż zaczynam zazdrościć tych wszystkich opisów i niemal słyszę w głowie głosik, który mówi, żeby sama sobie dała spokój z pisaniem. Ale to z pewnością dlatego, że przez krótki czas po napisaniu czegoś mam ogólnie dość pisania, nie mogę o nim myśleć, ani tym bardziej go wykonywać, więc to u mnie normalne ;)
OdpowiedzUsuńProlog jest tajemniczy i mimo, że posiłkowałam się opisami bohaterów, wciąż nie mogę skleić w jedną całość swoich domysłów i przemyśleń. Ale to dobrze. W dodatku podoba mi się Jaquan. Uwielbiam demony, które postępują wbrew własnym zasadom, buntując się w imię czegoś, co teoretycznie w ogóle nie powinno ich dotyczyć.
Ach, i na zakończenie muszę dodać - piękne opisy przy postaciach.
Pozdrawiam,
O matko, dziękuję ci za wszystkie miłe słowa, chociaż nie jestem pewna, czy zasłużyłam na nie. Co do historii, powiem tak, długi czas przeleżały u mnie "w szufladzie" i dopiero teraz postanowiłam je ujawnić, ale na pewno, niestety, nie będzie tak, że uda mi się pisać na raz wszystkie historie. Czas pokaże, której przyjdzie kolej, w którym momencie :)
OdpowiedzUsuńObiecuję, że po kolejnych rozdziałach wszystko powoli będzie się wyjaśniało :)
Dziękuję za komentarz :)
Gdyby nie było ku temu powodu, nie napisałabym z pewnością tego, co powyżej. Po prostu bym przeczytała i poszła dalej. Ale skoro przykułaś moją uwagę już samym prologiem (zresztą, nie tylko tutaj), to zostanę na dłużej.
UsuńMimo wszystko i tak jestem pod wrażeniem ilości historii, które postanowiłaś pisać.
No, i liczę na to, ze wraz z każdym kolejnym rozdziałem będę dowiadywać się nieco więcej na każdy temat i z czasem uzyskam odpowiedzi na swoje wszystkie pytania ;)
Pozdrawiam,
W takim razie postaram się nie zawieść :) Zresztą, proszę, nie bądź skromna, tobie talentu także nie brakuje :)
OdpowiedzUsuńSpokojnie, skromności u mnie w odpowiedniej dawce, znacznie więcej realizmu, samokrytycyzmu i stawianie sobie samej poprzeczki coraz wyżej, co jest męczące ;)
UsuńAch, coś dzieje się z komentarzami. To znaczy, nie mogę wejść, żeby skomentować, klikając tam gdzie zawsze, dlatego musiałam kliknąć na tytuł posta, żeby przekierowało mnie tutaj.
Chyba nie wyszło z tego masło maślane, co?
Ach, znam ten ból stawiania sobie poprzeczki coraz wyżej :)
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, co dzieje się komentarzami, mi też wariują. Nie mogłam odpisać.
Trafiłam tutaj przypadkowo, ale z pewnością zostanę na dłużej! :D
OdpowiedzUsuńStrasznie podoba mi się pomysł na tą historię, po prostu przyciąga mnie do siebie, niczym magnes i nie pozwala się ot tak oddalić. Zaintrygowała mnie postać Karlie, która niewątpliwie nie miała łatwego życia i tak bardzo jej współczuję, jednocześnie podziwiając - długo uciekała przed kimś, kto w końcu ją dopadł, a przynajmniej tyle wywnioskowałam z tego tajemniczego początku. Aczkolwiek to właśnie ta tajemnica nadaje mu niepowtarzalnego charakteru, może też swego rodzaju tragizm i niedopowiedzenia, ale to bardzo dobrze. Uwielbiam takie niejednoznaczne historie, które tylko powierzchownie są proste, a w głębi skrywają w sobie wiele niepokojących demonów. ;)
Będę czekać niecierpliwie na ciąg dalszy i życzę dużo weny na pisanie kolejnych rozdziałów. Zajrzę tu jeszcze wiele razy, ale wstąpię również na pozostałe historie i od razu wspomnę, że podziwiam Cię za prowadzenie tylu fabuł jednocześnie. :D Ja najczęściej mam mnóstwo pomysłów, ale mniej czasu na ich realizację, jednak za Ciebie trzymam kciuki. ;)
Pozdrawiam! :D
Bardzo dziękuję za miłe słowa i cieszę się, że spodobała ci się historia Karlie. Masz rację, nie miała ona łatwego życia, ale, jak się później przekonasz, to, co ją dopiero spotka też będzie ciężkim orzechem do zgryzienia :)
UsuńDziękuję za życzenie weny, przyda się :) Pisanie jest moją pasją i gdybym tylko miała czas, na pewno pisałabym te opowiadania jednocześnie, lecz na razie muszę zadowolić się powolnym tworzeniem nowych rozdziałów - przynajmniej do końca roku akademickiego, później mam się zamiar rozkręcić :)